Niebo dla płocczan

Sławomir Adamkowski

Niebo dla płocczan

Są starzy piloci i są odważni piloci. Ale nie ma starych – odważnych pilotów. Powietrze bardzo szybko weryfikuje chętnych do podboju – mówi Sławomir Adamkowski, dyrektor Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej. Już 27 lat szybuje po niebie. Niektórzy śmieją się, że szybownictwo to sport dla starszych panów. Krążący na niebie szybowiec wydaje się taki stateczny i dostojny. No właśnie – wydaje się, ale tylko tym osobom, które nigdy nie miały z nim styczności. Szybowiec składa się z ułamka części, które posiada w sobie tradycyjny silnik mechaniczny. Mniej rzeczy może się zepsuć, więc też nad mniejszą ilością rzeczy trzeba zapanować. Co nie oznacza wcale, że latanie jest dziecinnie proste. – Szybowce z płockiego aeroklubu bez problemu osiągają prędkości przelotowe ponad 100 km na godzinę, ale latamy też z prędkościami do 300 km na godzinę. Oczywiście nie za długo, bo naszym paliwem jest wysokość. Bardziej wyspecjalizowane maszyny mogą kręcić akrobacje takie same jak samoloty. To pokazuje, że szybowiec to nie jest bezwładna maszynka, która leci tam, gdzie wiatr zawieje – wymienia szybownik.

Szybowcem można się wzbić na wysokość do kilkunastu tysięcy metrów nad ziemią. Oczywiście takie wysokości wymagają specjalnych przygotowań, choćby instalacji tlenowej. Sławomir Adamkowski ma na swoim koncie ponad 7 tys. metrów. Zrobił je w rejonie Zakopane – Nowy Targ. Do tego też dystans 475 km, który przeleciał po zaplanowanej trasie, w ciągu 6,5 godziny. Pan Sławek tłumaczy, że szybownictwo to dla niego esencja lotnictwa. Chodzi jednak nie tylko o pokonywanie dystansów, ale chyba przede wszystkim o niezapomniane widoki. Przy średnich warunkach widzialności, na wysokości 1000 metrów możemy sięgnąć okiem od Wyszogrodu do Włocławka. Przy dobrych warunkach z Płocka jest widoczna Warszawa. – Piękno naszej ziemi, widzianej z góry urzeka. Wszystko ma sens. Jest uporządkowane. Przy okazji człowiek nabiera pokory, bo przekonuje się, że jest na świecie ledwie widzialnym pyłkiem – tłumaczy Sławomir Adamkowski. Jego tradycje rodzinne związane były raczej z wodniactwem. Sam do końca nie wie, jak to się stało, że powietrze jest jego drugim, „naturalnym środowiskiem”. – Jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu to zapisanie się do aeroklubu. Obawa, czy się nadam, czy podołam badaniom lekarskim i szkoleniu. Długo się zbierałem. Zakochany w „Foce” i „Kobrze” byłem od dawna, od pierwszej wizyty w hangarze w 74 roku – tłumaczy i dodaje, że nazwami zwierząt nazwano najpiękniejsze pod względem konstrukcyjnym szybowce. Szybowce latają w akwarium

Wydaje się, że kiedyś na płockim niebie było więcej szybowców. – No właśnie, znów się wydaje. W aeroklubie mamy wciąż taką samą ilość szybowców. Jest 12 egzemplarzy plus 2 sprzęty prywatne. Po prostu czasem mamy zakaz latania poza rejonem lotniska i nagle okazuje się, że nas jest dużo w jednym miejscu – mówi Adamkowski. Wtedy widzimy szybowce, jakby w powietrznym akwarium. Z kolei jak wyleci 5 szybowców na przelot i rozleci się w okolicy lotniska, Bielska, Proboszczewic czy Soczewki, to widać ledwie jeden szybowiec na kilka km kw. Szybowców nie zobaczymy nad Orlenem, chyba że powyżej 1500m. To obecnie strefa zakazana dla lotów. Podjęto takie środki zapobiegawcze przed terrorystami, po amerykańskiej tragedii z 11 września. Szybowiec z płockiego aeroklubu raczej nie jest żadnym zagrożeniem dla koncernu, zakazy jednak zobowiązują wszystkich użytkowników przestworzy. – Z drugiej strony nam też się nie spieszy w tamte rejony, bo wybieramy takie miejsca, które pozwalają na bezpieczne lądowanie. Nie jesteśmy klubem kamikadze – dowiadujemy się w aeroklubie. W razie problemów z wysokością nikt nie stara się na siłę dolecieć do lotniska. Szefowi aeroklubu zdarzyło się raz wylądować w końcówce przelotu dwie przecznice od domu, na ul. Traktowej. – Pierwsze co zobaczyłem, to pawie. Myślałem, że majaczę. Okazało się, że właściciel posesji je hodował. Zadzwoniłem po kolegów. Nie chcieli mi uwierzyć, jak podawałem adres, a nie miejsce lądowania, ale przyjechali– wspomina pan Sławek.

Średnio po dwa szybowce dziennie startują z płockiego lotniska. Poza tym nie zawsze jest czas na latanie i przyjemności. Potrzebna jest również praca przy utrzymaniu bazy. Do tego szybowce w Płocku mają mały manewr ruchu. Brakuje pasa startowego na lotnisku. Wiosenne i jesienne błotka skutecznie przeszkadzają we wzbiciu się w powietrze, chociaż chętnych nie brakuje, szczególnie w weekendy. Niestety, to dość drogi sport. Szkolenie podstawowe kosztuje 4 tys zł. Czy to dużo? Jest w tym 45-50 lotów holowanych za samolotem. Żeby kandydat zaliczył szkolenie, musi wykonać 10 prawidłowych lotów samodzielnych. Potem średnio za sezon latania płaci się 1300-1500 zł. To ok. 50 lotów, które pozwalają człowiekowi nacieszyć się do woli przestworzami. Składki członków klubu wynoszą 20 zł za miesiąc i 200 zł opłaty lotniskowej na utrzymanie sprzętu. Liczą się tylko skrzydła

Szybownicy to tylko jedna z sekcji Aeroklubu Ziemi Mazowieckiej. Są tu jeszcze motolotniarze, miłośnicy sprzętu ultralekkiego i samolotów, a do tego śmigłowce LPR. W sumie aktywnych, latających ludzi w klubie jest 75 osób. – Szkolimy ludzi, którzy mogą latać na wielu różnych sprzętach. Nasi piloci, którzy mają aspiracje, mogą się włączyć do lotnictwa komunikacyjnego. Już mamy kilku kolegów, latających zawodowo w liniach lotniczych po świecie. Są to m.in. Michał Czaplicki, Krzysztof Samelski, Marek Dankowski czy Krzysztof Maciejewski. To tyko niektórzy z nich – wymienia szef klubu, dodając również, że są latające płocczanki – Gosia Pawlak i Ania Jankowska. Aeroklub Ziemi Mazowieckiej, jako stowarzyszenie pożytku publicznego, nie tylko rozwija zainteresowania lotnicze w społeczeństwie. Od lat jest także bazą dla wojska. – Wielu lotników walczących w czasie II Wojny Światowej w Anglii, było wyszkolonych właśnie na naszym lotnisku. Obecnie nadal mamy wyszkoloną grupę ludzi, którzy w jakiejkolwiek sytuacji mogą być wykorzystani w lotnictwie jako piloci i członkowie załóg samolotów łącznikowych. Jesteśmy rezerwą dla państwa – dowiadujemy się w Aeroklubie.
Przy okazji nie można zapominać też o młodych modelarzach, którzy również należą do AZM. Chodzą na zajęcia do modelarni na Podolszycach i do Spółdzielczego Domu Kultury. Pod okiem Wojciecha Krzywińskiego i Krzysztofa Waleckiego mają świetne wyniki. To prawdziwa wylęgarnia talentów. W kadrze Polski jest kilku płocczan, którzy biorą udział w zawodach rangi mistrzostw świata w modelarstwie. Jeśli mowa o pasjach lotniczych w naszym mieście, to swobodnie możemy rozwijać skrzydła.

źródło – http://www.tp.com.pl/ – Blanka Stanuszkiewicz-Cegłowska


Poprzedni post
Następny post